Przejdź do głównej treści

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Pomiń baner

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Kraków w czasach II wojny światowej

Irena Paczyńska: "Działalność Vilima Frančicia w czasie niemieckiej okupacji (1939‒1945)"

Vilim Frančić dobrze zasłużył się walczącej z okupantem niemieckim Polsce, państwu podziemnemu, społecznemu ruchowi oporu, tajnemu Uniwersytetowi Jagiellońskiemu, tajnemu nauczaniu, społeczności Krakowa. Właściwie mogłabym na tym poprzestać, bowiem te słowa charakteryzują dokonania tego człowieka, Chorwata z urodzenia, z serca Polaka.

W momencie wybuchy wojny Vilim Frančić był wizytatorem szkół średnich w Kuratorium Okręgu Szkolnego Krakowskiego oraz lektorem języka serbsko-chorwackiego na Uniwersytecie Jagiellońskim. Z racji wcześniejszej pracy w szkolnictwie średnim dobrze orientował się w problemach systemu oświaty, był wiceprzewodniczącym Towarzystwa Nauczycieli Szkół Średnich i Wyższych, współpracował z polską i chorwacko-serbską prasą, radiem krakowskim, organizował wyjazdy młodzieży do Chorwacji, ale i do Francji, Niemiec, Austrii, z której to przyczyny był w sierpniu 1940 roku przesłuchany w urzędzie Komendanta Sipo i SD dystryktu krakowskiego. Działał m.in. w Towarzystwie Polsko-Jugosłowiańskiej Przyjaźni w Katowicach, organizował na UJ „wieczory słowiańskie”.

Wraz z pracownikami Kuratorium na polecenie Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego udał się 4 września na wędrówkę ewakuacyjną, z której powrócił po dwóch tygodniach i zaraz włączył się do pracy w Tymczasowej Komisji Szkolnej, zastępującej ewakuowane Kuratorium, kierowanej przez rektora UJ Tadeusza Lehra-Spławińskiego.

6 listopada 1939 roku wraz z kolegami z Uniwersytetu przybył do Collegium Noum na rzekomy wykład SS-Sturmbannführera Bruno Müllera, szefa 2. Oddziału Operacyjnego Policji Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa, na temat „Stanowisko władz niemieckich wobec nauki polskiej i polskich uniwersytetów”. Zadaniem grup i oddziałów operacyjnych było niszczenie polskiej inteligencji. Spotkanie zakończyło się szybko aresztowaniem przybyłych. Odtąd Vilim Frančić dzielił los zatrzymanych wtedy w ramach „Aktion gegen Universitäts-Professoren” pracowników Uniwersytetu Jagiellońskiego, Akademii Górniczej, Wyższej Szkoły Handlowej i kilku innych osób oraz dołączonego do nich, aresztowanego w domu, wojennego prezydenta Krakowa, Stanisława Klimeckiego (łącznie 184 osoby). Aresztowanych przewieziono do przejętego przez policję bezpieczeństwa więzienia przy ulicy Montelupich, a rano 7 listopada do koszar 20. Pułku Piechoty przy ul. Mazowieckiej w Krakowie.

Już pierwszego dnia pobytu w koszarach na wniosek Vilima Frančicia ustanowiono samorząd uwięzionych – wspólnego reprezentanta wszystkich zatrzymanych i przedstawicieli poszczególnych sal, w których ulokowano zatrzymanych. Wspólnym reprezentantem został wnioskodawca i odtąd funkcję tą sprawował także w obozie koncentracyjnym Sachsenhausen. W koszarach doprowadził do sporządzenia spisu chorych i starszych osób, w celu podjęcia przez wysłannika PCK do aresztowanych osób, Stanisława Ciećkiewicza, starań o ich zwolnienie oraz podjął rozmowy z komendantem koszar dotyczących różnych spraw bytowych.

We wrocławskich więzieniach, dokąd przewieziono uczonych 9 listopada, tej funkcji nie mógł sprawować, ze względu na rozmieszczenie krakowian w różnych miejscach odosobnienia. Kontynuował ją w obozie Sachsenhausen, gdzie wieczorem 28 listopada znalazło się 170 osób. Doskonała znajomość języka niemieckiego i dar nawiązywania kontaktów międzyludzkich spowodowały, że już w tym dniu wprowadził go w zasady funkcjonowania obozu i organizacji tzw. samorządu więźniarskiego więzień o nazwisku Job, izbowy w baraku 45, w którym ulokowano część uczonych (85 osób), innych (72) w baraku 46, 11 księży i 2 Żydów w wydzielonej części obozu. Vilim Frančić przebywał w baraku 45 i oznaczony był numerem 5183.

Znajomość z Jobem i ze starszym obozu więźniem Harrym Naujkosem, a także z funkcyjnymi w barakach była ważna dla bytowania uczonych w obozie, w którym tylko wzajemna pomoc i solidarność, pomoc współtowarzyszy niedoli mogły ulżyć w codziennych cierpieniach. Stąd pomysł organizacji kasy, czy sekcji wzajemnej pomocy, prowadzonej w baraku 45. przez m.in. przy udziale Vilima Frančicia, a 46. przez Stefana Schmidta. Nawiązane dobre stosunki z funkcyjnymi z baraku ułatwiły zakupy w obozowej kantynie, umożliwiły dokonywania ich poza kolejnością przypadającą na dany barak i nabywanie produktów nie wykupionych przez inne baraki. Starał się, aby starsi i chorzy byli oszczędzani przy wykonywaniu różnych obowiązków w baraku, chronieni od cięższych prac, co było dla szybko upadających na zdrowiu cenną sprawą. Nie mogło to oczywiści uratować ich przed chorobami i śmiercią w obozie. Udało się także w zasadzie krakowian uchronić przed uciążliwym staniem w baraku (Stehkommando), na rzecz marszów po obozie, kolumnę mieszkańców baraku 45. prowadził Frančić.

Vilim Frančić opuścił Sachsenhausen 8 lutego 1940 roku wraz z 101 kolegami. O jego zwolnienie i innych slawistów z obozu zabiegała Serbska Akademia Nauk na wniosek profesora filologii słowiańskiej Uniwersytetu w Lublanie Frana Ramovša, członka korespondenta Wydziału Filologicznego Polskiej Akademii Umiejętności. Ramovš poinformowany został o tym co stało się na UJ przez Słoweńca Wojsława Molè, slawistę i historyka sztuki, kierownika Seminarium Historii Sztuki Narodów Słowiańskich na Wydziale Filozoficznym UJ, który 18 grudnia 1939 roku wyjechał z Krakowa do Lublany (posiadał paszport jugosłowiański). Ramovš z kolei działał przez profesora filologii słowiańskiej Uniwersytetu w Belgradzie Aleksandara Belicia, prezesa Serbskiej Akademii Nauk. członka czynnego Wydziału Filologicznego PAU.

Ramovš i Belić usiłowali doprowadzić do interwencji także Bułgarskiej Akademii Nauk oraz rządu jugosłowiańskiego i bułgarskiego w sprawie uwolnienia tych uczonych, którzy swoimi badaniami byli związani z nauką bułgarską i jugosłowiańską, bądź byli członkami tamtejszych akademii.

Po powrocie z obozu Vilim Frančić zebrał informacje o pozostawionych w obozie rzeczach, jako że zwrócono nie w pełni zdeponowane przy przyjmowaniu do obozu pieniądze i bagaż. Na tej podstawie Frančić sporządził pismo do komendantury obozu, w którym zawarł informacje z tym związane. W efekcie 28 marca wysłano z Sachsenhausen dwie skrzynie z odzieżą i przedmiotami stanowiącymi własność aresztowanych. Zwrócono także pieniądze należące do byłych więźniów.

Uwolnieni w lutym uczeni, a przede wszystkim rektor Tadeusz Lehr-Spławiński i prezes PAU Stanisław Kutrzeba, mimo wyczerpania pobytem w obozie i złego stanu zdrowia, zastanawiali się, jak można pomóc tym, którzy jeszcze w nim pozostali. Vilim Frančić sporządził spis takich osób, z podziałem na dwie grupy, na tych którzy mieli 40 i więcej lat i młodszych. Spis ten stał się podstawą starań o ich zwolnienie. Otrzymała go powracająca do Włoch przez Kraków Luciana Frassati-Gawrońska i 24 lutego wręczyła Mussoliniemu Spis dotarł także do Komitetu Rzymskiego i Sekretariatu Stanu Stolicy Apostolskiej. Spis stale aktualizowany przez rodziny osób nadal przetrzymywanych w obozie był wielokrotnie wykorzystywany.

W poszukiwaniu możliwości działania na rzecz nadal przetrzymywanych w obozach rektor i prezes PAU doszli do wniosku, że może uda się zainteresować ich losem przedstawicieli dyplomatycznych państw akredytowanych w stolicy Rzeszy przez przychylnego uniwersytetowi i Polakom Ivo Andricia. Andrić w roku akademickim 1913/1914 studiował polonistykę na UJ, a od 1939 roku był posłem Jugosławii w Berlinie. Andricia znał Vilim Frančicia, który tłumaczył na język polski jego liryki.

Frančić napisał list do Andricia, w którym używając cytatu z jego noweli, dał do zrozumienia, że zależy mu na spotkaniu. W rezultacie Andrić zwrócił się do przedstawiciela Auswärtiges Amt w Krakowie Johanna von Wühlischa z prośbą o umożliwienie Frančiciowi podróży do Berlina. Po konsultacji z „autorami planu”, czyli profesorami Kutrzebą i Lehrem-Spławińskim, i otrzymaniu szczegółowych instrukcji, Frančic wyjechał do Berlina.

Do Berlina podróżował dwukrotnie: 13 czerwca i 27 lipca. Oprócz rozmów z Andriciem w Berlinie spotkał się także z przedstawicielami dyplomatycznymi Bułgarii, Węgier i Turcji. W ambasadzie węgierskiej starał się o uzyskania paszportu dla Jánosa Harajdy, w ambasadzie tureckiej o wyjazd Tadeusza Kowalskiego do tego kraju.

Andrić z kolei spotkał się z nowym ambasadorem Włoch w Berlinie Dino Alfieri, z którym zaprzyjaźnił się w czasie, gdy pracował na placówce dyplomatycznej w Rzymie. Powstał plan wystąpienia członków korpusu dyplomatycznego w obronie nadal więzionych polskich uczonych podczas przyjęcia zorganizowanego w ambasadzie włoskiej. Do planu pozyskano przedstawicieli państw akredytowanych w Berlinie: Bułgarii, Grecji i Szwajcarii.

Dino Alfieri wydał w ambasadzie włoskiej przyjęcie, na które zaprosił między innymi Göringa, Franka i grono hitlerowskich dygnitarzy oraz dyplomatów akredytowanych w Berlinie, częściowo już wtajemniczonych w sprawę. Andrić, a w ślad za nim Alfieri zwrócili się do Franka z zapytaniem o możliwość powrotu do kraju uczonych współpracujący naukowo z uczonymi z ich krajów, a ambasador Turcji Hüsrev Gerede o umożliwienie Tadeuszowi Kowalskiemu, turkologowi, któremu Uniwersytet w Konstantynopolu ofiarował katedrę, wyjazdu z Krakowa. Frank nie udzielił żadnej odpowiedzi i po chwili opuścił spotkanie. Spostrzegł to Göring i zapytał: „O co chodzi?”. Alfieri wyjaśnił, że przyczyną zniknięcia reichsministra Franka było zainteresowanie kilku dyplomatów losami krakowskich profesorów. Göring poprosił o złożenie odpowiedniego dokumentu w jego sekretariacie.

Nie wiemy, czy rzeczywiście zainteresowani sprawą dyplomaci zlożyli pisma w sekretariacie Göringa. Raczej należy w to wątpić, gdyż takie działanie musiałoby mieć zgodę rządu, którego byli przedstawicielami. Ich wystąpienia miały raczej znaczenie moralne.

O planowanym, drugim wyjeździe Frančicia do Berlina dowiedziały się żony nadal więzionych krakowian i prosiły go, aby w centrali Gestapo (czyli w Urzędzie IV RSHA) postarał się uzyskać informacje dotyczące powrotu mężów, pokazywały mu stereotypowe odpowiedzi, jakie otrzymywały na swoje przedłożenia. Frančić, chociaż obawiał się, czym może się to skończyć taka wizyta, udał się do Urzędu IV RSHA, trafił do właściwego referatu, gdzie przedstawił się i zapytał o krakowskich profesorów. Na pytanie szefa referatu: „Skąd się pan tu wziął?!”, odpowiedział spokojnie: „Z naprzeciwka, z poselstwa jugosłowiańskiego”. Frančić przypuszczał później, że został uznany za przedstawiciela poselstwa. Na swoje pytanie usłyszał: „Nie jest pan pierwszym, który interweniuje w tej sprawie. Mogę tylko zapewnić pana, że profesorowie wkrótce wrócą do domu”. A na powtórne zapytanie: „Powtarzam, wkrótce, przed zimą”.

Podczas pobytu w Berlinie w czerwcu 1940 roku Frančić spotkał się także z Maxem Vasmerem, językoznawcą, profesorem Uniwersytetu w Berlinie, który przyjął go życzliwie. Vasmer znał niektórych aresztowanych uczonych, przede wszystkim Kazimierza Nitscha. Vasmer poinformował rozmówcę o nierealności prośby rektora o wystąpienie Uniwersytetu Berlińskiego i Pruskiej Akademii Nauk w obronie naukowców krakowskich, poinformował o wizycie u niego Janiny Bednarskiej, żony zmarłego w obozie jednego z aresztowanych uczonych, i o dotychczasowych staraniach o uwolnienie Kazimierza Nitscha, Ignacego Chrzanowskiego, Władysława Semkowicza i Władysława Konopczyńskiego. Dodał, że niczego nie przyrzeka, ale będzie pamiętał o naukowcach polskich w Dachau. Na prośbę Vasmera w działania interwencyjne włączyli się już w styczniu 1940 roku inni naukowcy berlińscy.

Znaczenie wizyt Vilima Frančicia w Berlinie było tym większe, że w wyniku zmienionej sytuacji politycznej w Europie Zachodniej dotychczasowa działalność na rzecz uwięzionych prowadzona we Francji i Włoszech została przerwana. Ale począwszy od końca sierpnia zaczęto powoli, stopniowo zwalniać krakowian z obozu w Dachau.

Vilim Frančić po powrocie z Sachsenhausen nadal był związany ze szkolnictwem zarówno jawnym, jak i tajnym. Pracę w szkolnictwie jawnym musiał podjąć ze względu na narzucony przez okupanta obowiązek pracy, obejmujący początkowo osoby od 18., a następnie od 14. do 60. roku życia. Za uchylanie się od niej przewidywano karę więzienia i grzywny w nieograniczonej wysokości lub jednej z tych kar. Pracując w tym szkolnictwie pracował nie dla okupanta, ale dla polskich dzieci z myślą o ich przyszłości.

Jeżeli chodzi o szkolnictwo jawne to był od początku roku szkolnego 1941/1942 ostatnim dyrektorem Kursów Przygotowawczych do Szkół Zawodowych, prowadzonych od września 1940 roku. Kursy te miały trwać do stycznia 1942 roku, Frančiciowi przypisuje się przedłużenie ich do czerwca tego roku. Był też nauczycielem w Żeńskiej Szkole Handlowej, ciągle z woli niemieckiej przekształcanej, i dyrektorem Szkoły Rzemieślniczo-Zawodo-wej nr 2 (ul. Dietla 38). Wielu osobom, a zwłaszcza wysiedlonym nauczycielom i kolegom z obozu pomógł w uzyskaniu zatrudnienia w jawnym szkolnictwie. Dwukrotnie odmówił proponowanego mu stanowiska zastępcy szefa szkolnictwa zawodowego w Wydziale Nauki i Wykształcenia urzędu szefa dystryktu krakowskiego, w którym krótko pracował, organizując szereg szkół zawodowych bądź ich filii na terenie dystryktu.

Jako dyrektor Szkoły Rzemieślniczo-Zawodowej pomagał wysiedlonym z Warszawy nauczycielom. W październiku 1944 roku zorganizował w tej szkole dla tych osób bezpłatną pracownię naprawy obuwia, warsztaty krawieckie, męską pracownię fryzjerską oraz kuchnię, w której wydawano do 100 obiadów. Po wybuchu powstania warszawskiego jego 18-letni syn Mirosław, tak jak kilka tysięcy krakowian, przez kilka dni przetrzymywany był w obozie płaszowskim.

Włączył się do pracy w różnych ogniwach zarządzania tajną oświatą. Wszedł po powrocie z obozu do delegatury Komisji Oświecenia Publicznego, powołanej na początku 1940 roku w Krakowie. Jej praca skupiała się na tworzeniu struktur powiatowych KOP i uruchomianiu tajnego nauczania, realizującego program gimnazjalny i licealny ogólnokształcący. Z KOP, z którym współpracował do 1941 roku, wywodzi się późniejsze Okręgowe Kierownictwo (Biura) Oświaty i Kultury. Frančić wizytował kilkakrotnie istniejące i organizował nowe ośrodki tajnego nauczania na poziomie szkoły średniej w Krakowskiem i Kieleckiem.

Frančić wszedł także do utworzonej w Krakowie w lutym 1940 roku Międzystowarzyszeniowej Komisji Porozumiewawczej Organizacji i Stowarzyszeń Nauczycielskich, łączącej różne organizacje zrzeszające nauczycieli. Pod koniec okupacji wziął udział w dyskusjach nad organizacją szkolnictwa średniego po wojnie.

Pracował w tajnym nauczaniu na poziomie średnim i wyższym. W ośrodku nr 6, utworzonym przez nauczycieli VII Państwowego Gimnazjum i Liceum Żeńskiego im. A. Mickiewicza, Vilim Frančić uczył przez dwa lata języka polskiego.

W tajnym nauczaniu na Uniwersytecie Jagiellońskim Vilim Frančić prowadził przez dwa lata po jednym komplecie nauczanie języka serbsko-chorwackiego. W jego mieszkaniu przy ul. Konopnickiej 5 jesienią 1944 roku wykłady z zakresu prehistorii dla historyków prowadził dr Rudolf Jamka.

Trzykrotnie wyjeżdżał do Jugosławii w celach naukowych. Pracował także nad słownikiem serbsko-chorwacko-polskim i polsko-serbsko-chorwackim i napisał pracę o Chorwacji w przeszłości i teraźniejszości.

Przedstawiłam główne fakty dotyczące działalności Vilima Frančicia w czasie niemieckiej okupacji, ale trzeba pamiętać że wszystko to działo się w realiach ciągłej niepewności dnia następnego, trudnościach życia codziennego, niedoboru środków do życia, obawy o los rodziny.

 

Więcej informacji w książce: Irena Paczyńska, Aktion gegen Universitȁts-Professoren (Kraków, 6 listopada 1939 roku) i okupacyjne losy aresztowanych, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2019.

Zdjęcie obrazu M. Wątorskiego użyte w bloku pochodzi ze strony: https://teologiapolityczna.pl/prof-magdalena-gawin-o-dramacie-polskich-uczonych-w-latach-wojny-1