Przejdź do głównej treści

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Pomiń baner

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Vilim Frančić. Akademicki Dzień Pamięci 2021

Wystąpienie podczas Akademickiego Dnia Pamięci - 82. rocznica akcji przeciwko krakowskim profesorom

Szanowny Panie Rektorze,

Szanowni Państwo,

Staję tu dzisiaj przed Państwem jako dyrektor Instytutu Filologii Słowiańskiej Uniwersytetu Jagiellońskiego, jako przedstawiciel środowiska slawistycznego, by powiedzieć kilka słów o roli, jaką Vilim Frančić (urodzony w Chorwacji w 1896 roku, ale od dziesiątego roku mieszkający w Polsce) odegrał w uwolnieniu profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego i innych krakowskich uczelni z hitlerowskich obozów Sachsenhausen i Dachau. Staję tu, w tym samym miejscu, w którym rozegrała się ta ponura i niewyobrażalna historia. Aresztowanie niewinnych i zupełnie bezbronnych ludzi.

Wśród nich był Frančić – slawista, językoznawca i literaturoznawca, człowiek nadzwyczaj aktywny i zaangażowany w działania mające na celu pogłębienie wiedzy Polaków o Chorwacji (Jugosławii) i Chorwatów o Polsce. Po aresztowaniu przez gestapo, w dniu 6 listopada, zainicjował powstanie samorządu uwięzionych, a następnie – już w Sachsenhausen – został jego nieformalnym przywódcą, swego rodzaju „starostą”. Dzięki swoim społecznikarskim umiejętnościom, przyczynił się walnie do organizacji życia w obozie.

8 lutego 1940 roku, trzy miesiące po aresztowaniu (na skutek wstawiennictwa wielu intelektualistów, w tym również przyjaciół z Jugosławii), z obozu zostało zwolnionych stu jeden profesorów, w tym Vilim Frančić – obozowy numer 5183. W tym momencie zaczyna się jego misja.

Po powrocie do Krakowa Frančić został oddelegowany do Berlina (zgodnie z poleceniem rektora UJ, prof. Tadeusza Lehra-Spławińskiego), by spotkać się z posłem pełnomocnym Królestwa Jugosławii w Berlinie. Posłem tym był Ivo Andrić – wybitny i najbardziej znany pisarz z obszaru Jugosławii, noblista w dziedzinie literatury z 1961 roku, który w przededniu pierwszej wojny światowej studiował w Krakowie polonistykę. Po wojnie stał się dyplomatą, najpierw niższego szczebla (we Włoszech), a następnie w Berlinie posłem – od 1939 roku. Jugosławia nie brała jeszcze udziału w konflikcie, co więcej jej rząd wyraźnie sprzyjał polityce państw Osi, a Vilim Frančić miał jugosłowiański paszport. Rektor Lehr-Spławiński, wysyłając właśnie Frančicia chciał wykorzystać ten zbieg okoliczności. Ivo Andrić (jeszcze wtedy nieznany szerzej jako pisarz; sławę przyniosą mu dopiero powieści wydane tuż po wojnie) żywił wielkie sympatie do Polski. A Vilim Frančić tłumaczył wczesne jego liryki na język polski. Między tymi dwiema osobami rozgrała się akcja tej niezwykłej i niebezpiecznej misji.

Frančić musiał w jakiś sposób poprosić Andricia o zaproszenie do Berlina, ale ponieważ nie mógł tego zrobić otwarcie, napisał do niego list, kończąc go fragmentem jednej z nowel pisarza (U Zindanu, czyli W więzieniu). Nowela opowiada o losach franciszkanina z

Bośni, który został uwięziony przez Turków. Od niechybnej śmierci – spowodowanej wyziębieniem – może go uratować wyłącznie przekupienie oprawców. Braciszek Marko pisze list do swojego przełożonego: „Właśnie Fazlo [Turek] mnie uwięził. I polewali mnie wodą. [po łacinie: Mitte statim per hunc Turcam duos aureos, ut adminus istam aquam perniciosissimam intromittere desinant. Orate pro me et benedicite]. Wyślij natychmiast temu Turkowi dwa dukaty, żeby przynajmniej zatrzymał tę potworną wodę. I módl się za mnie, i błogosław. Ratuj mnie z rąk Fazla, bo inaczej już zginąłem”. Nie wiedzieć czemu Frančić nie zacytował tego fragmentu, lecz go sparafrazował, ale w taki sposób, że Andrić – jako autor noweli – musiał zrozumieć, że jest to kamuflaż. Trzeba kogoś ratować z więzienia (choć to słowo w liście, z oczywistych przyczyn, się nie pojawia). Z niepokojem oczekiwano na wieści z Berlina. Po dziesięciu dniach pod jego domem w Dębnikach zjawiło się auto gestapo. Gestapowiec zakomunikował mu, że ma się udać do siedziby rządu Generalnego Gubernatorstwa. Mimo obaw, jakie miał, tam został przywitany cygarem i kieliszkiem koniaku, a poseł Johann von Wühlisch zakomunikował mu: „Pan poseł Jugosławii, Andrić, zwrócił się do nas z prośbą o umożliwienie panu widzenia się z nim. Kiedy może pan wyjechać, gdyż musimy przygotować dokument podróży do Berlina?”.

Zgoda została uzyskana i wyjechał do Berlina, i to dwukrotnie, 13 czerwca i 27 lipca. Podczas drugiego pobytu w stolicy Rzeczy miały miejsce dwa wydarzenia, o których – sięgając po wspomnienia Vilima Frančicia – chciałbym powiedzieć. Pierwsze to przyjęcie, na którym gośćmi honorowymi byli Hermann Göring i Hans Frank (związane z koniecznością pozyskania państw neutralnych na rzecz uwolnienia pozostałych profesorów), a drugie to wizyta Frančicia w siedzibie gestapo (zdobywanie informacji na temat więzionych profesorów).

Ze wspomnień nie wynika jasno, czy Vilim Frančić był osobiście na rzeczonym przyjęciu, ale opisał je ze szczegółami, zwłaszcza zaś próby nakłonienia Franka do zwolnienia profesorów. Pierwszą miał podjąć sam Andrić, a następnie ambasador Włoch Dino Alfieri. Frank, podobno nieco zdenerwowany, opuścił spotkanie, nie udzielając żadnej odpowiedzi. Za to, słysząc o sprawie Göring zobowiązał się nią zająć. Czy miało miejsce jakieś jego działanie, nie wiadomo.

Los chciał, że siedziba gestapo – do której miał się Vilim Frančić udać z pytaniami dotyczącymi profesorów – znajdowała się naprzeciwko poselstwa Królestwa Jugosławii. Andrić miał wypatrywać w oknie Frančicia. „Jeśli pan nie wróci w ciągu pół godziny – powiedział – będę wiedział, gdzie pana szukać” (s. 54). I pisze dalej: „Wyszedłem bez nakrycia głowy i wierzchniego odzienia, przeszedłem jezdnię stanąłem przed otwartą na oścież bramą ogrodową. Ani śladu, że w tej pańskiej, dwupiętrowej willi znajduje się jakikolwiek urząd; żadna straż nie broni dostępu, nie legitymuje wchodzących. Wielki hall; żadnego munduru, tak dobrze mi znanego z niedawnej przeszłości, żadnych interesantów. Zapytuję przechodzącego z aktami cywila, który wydział prowadzi sprawę Sondernakzion Krakau. Otrzymuję obojętną odpowiedź: „oddział IIb, pokój nr…”. (…) Pukam do drzwi oznaczonych numerem 204, po chwili drugi raz i na podniesione herein! wchodzę do olbrzymich rozmiarów pokoju, oblanego potokami promieni słonecznych; dywany, obrazy, rzeźby dużo kwiatów. Nim doszedłem do siedzącego za biurkiem „szefa” w cywilnym ubraniu (w każdym razie nie Himmler – skonstatowałem z ulgą), błyskawicznie przeszły mi przez myśl wszystkie moje grzechy wobec III Rzeszy”. Podczas rozmowy Vilim Frančić dopytywał, kiedy wrócą więzieni profesorowie. Ten odparł, że wrócą. „Powtarzam: wkrótce,

przed zimą”. I dalej: „Wstał, ja oczywiście również, odprowadził mnie do drzwi gabinetu i bez słowa podał rękę na pożegnanie. Schodząc po schodach na dół nie byłem pewien – po takim pożegnaniu – czy wyjdę z tej centrali śmierci. Wyszedłem jednak, i bez zbytniego pośpiechu. W oknie poselstwa widziałem za firanką cień posła Andricia. I, o dziwo, termin zwolnienia „dachuczyków” został prawie dosłownie dotrzymany. 21 grudnia 1940 roku zwolniono pierwszych sześciu krakowian, po czym 15 stycznia 1941 roku i reszta powróciła do domów, z wyjątkiem doc. Joachima Metallmanna i doc. Wiktora Ormickiego, których już wcześniej przewieziono do Mauthausen i Buchenwaldu, gdzie obaj zginęli”.

Vilim Frančić prowadził negocjacje dotyczące kilku konkretnych uczonych: na temat objęcia katedry języka tureckiego przez prof. Tadeusza Kowalskiego (ostatecznie, mimo zgody gestapo, nie doszło to do skutku); wyjazdu więzionego lektora języka węgierskiego Janosa Harajdy – z pochodzenia Węgra (został nauczycielem w jakieś słowackiej wiosce); i uwolnienia doc. Władysława Bobka – znawcy literatury słowackiej (w międzyczasie został zastrzelony w obozie).

 

Opowieść o Vilimie Frančiciu jest niezwykła, bo przecież był on więźniem w Sachsenhausen, a więc poznał terror gestapo na własnej skórze, a mimo to zdecydował się podjąć misji i wyjechał do Berlina, do „centrali śmierci”. Taka postawa budzi najszczerszy szacunek. Ale dzieje Frančicia są zbieżne z wieloma inteligenckimi życiorysami tamtego pokolenia, pokolenia ulepionego z trwałego materiału. Jako slawiści, a zwłaszcza jako badacze obszaru południowosłowiańskiego, jesteśmy dumni, że ludzie pokroju Vilima Frančicia, Andricia i Vojeslava Molègo (profesora UJ, który również działał na rzecz uwolnienia profesorów) odegrali tak istotną rolę w tych niewyobrażalnie trudnych czasach.

 

Panie Rektorze, dziękuję Panu, że zdecydował się Pan na upamiętnienie tego człowieka, Vilima Frančicia.

 

Maciej Czerwiński

 

Zdjęcie obrazu M. Wątorskiego użyte w bloku pochodzi ze strony: https://historia.interia.pl/polska-walczaca/news-sonderaktion-krakau-wyniszczyc-polska-elite-intelektualna,nId,3320506